Tomek Witkowski

Lubię robić zdjęcia rodzinne w plenerze, gdzie jestem cichym obserwatorem ich czasu. 

Michał Leja: Kiedy w Twoim życiu pojawiła się fotografia?
Tomek Witkowski: Zaraz po narodzeniu! Moja mama robiła mi dużo zdjęć.

ML: A do Akademii Nikona kiedy po raz pierwszy się zapisałeś?
TW: Całkiem niedawno, w 2017 roku. Zacząłem od kursu obsługi lustrzanki cyfrowej z Pawłem Dumą. Docenił mnie wtedy za to, że do zadanego ćwiczenia podszedłem niekonwencjonalnie i wykonałem je w zupełnie inny sposób niż reszta grupy. Mam w życiu zasadę, żeby nie podążać za tłumem tylko iść własną drogą. Okazało się, że w fotografii świetnie się to sprawdza. Kolejnym warsztatem był masterclass noworodkowy z Aliną Płaczek, ale nie poczułem, że to moja dziedzina fotografii, i nie praktykuję jej zawodowo. Nie ukrywam, że jednym z powodów wyboru tych zajęć była ciąża mojej żony. Później wybrałem się na kursy obsługi lamp błyskowych i studia fotograficznego w praktyce. Brałem też udział w masterclassach ambasadora Nikona, Grzegorza Momenta Płaczka: Warsztatach fotograficznych dla fotografów ślubnych oraz Fotografii ślubnej bez granic. Właśnie on i Paweł Duma pomogli mi zbudować fundamenty mojego warsztatu. Jestem im za to bardzo wdzięczny.

ML: I te ostatnie potraktowałeś jako rozgrzewkę przed wejściem na komercyjny rynek? TW: Tak, to było tuż przed pierwszym ślubem! (śmiech). Tak się złożyło, że na warsztaty zapisałem się z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, a dwa tygodnie przed planowanym terminem zajęć dowiedziałem się, że tydzień po nim będę fotografował pierwszą ceremonię zaślubin. Byłem wniebowzięty! Pomyślałem, że na pewno pójdzie dobrze, jestem rozgrzany, rozfotografowany. Nie czułem też presji, bo za zlecenie pobrałem symboliczną kwotę; chciałem mieć zdjęcia do rozbudowy portfolio. Reportaż, mimo mojego niewielkiego doświadczenia, bardzo się młodej parze spodobał.

ML: To był moment, w którym zainicjowałeś swoją komercyjną działalność?
TW:
Prawie. Pracowałem wtedy w korporacji, miałem dziewięcioletnie doświadczenie z ubezpieczeniami. Przyszedł taki dzień, kiedy powiedziałem, że trzeba zacząć robić to, co się lubi, sprawia radość, powoduje, że chce się wstawać i żeby później nie żałować, że się nie spróbowało i zająłem się fotografią. Od momentu zakończenia pracy w korporacji do poczucia pewności zawodowej w obecnym kształcie minął okres niemal dwóch lat.

ML: Biznes się rozwija? 
TW: Rozwija się! Jestem bardzo zadowolony, pomimo że trzeba go doglądać dwadzieścia cztery godziny na dobę. Większość zleceń mam z poleceń. Jest to bardzo motywujące, klienci mi ufają i polecają innym moje usługi.

ML: Jakiej rady udzieliłbyś osobom, które planują wejść na rynek fotografii komercyjnej?
TW: Po pierwsze: trzeba być w stu procentach pewnym, że się to lubi i że chce się to robić. To jest ciężka droga artystyczna, bo przecież fotografowanie to tworzenie. Trzeba wyrobić sobie swój własny styl. Jestem na etapie może już nie ciosania, ale raczej szlifowania swojego. Teraz jeszcze eksperymentuję ze zdjęciami i ich obróbką. Jeszcze półtora roku i przyjdzie czas stabilizacji, a za cztery lata chciałbym być już na bardzo wysokim poziomie. Osoby aspirujące do zostania fotografami komercyjnymi powinny wiedzieć, że to nie jest „hop-siup” – kilka miesięcy pracy i odcinanie kuponów. To jest tylko długi i powolny proces, podczas którego trzeba wykazać się pracowitością, konsekwencją i cierpliwością.

ML: Czy warto brać udział w warsztatach i podglądać styl prowadzących? 
TW: Na początku myślałem, że tak będzie, ale raczej była to dla mnie inspiracja i początki kreowania własnego stylu. Niemniej jednak udział w warsztatach różnego rodzaju jest ważny, bo poza podpowiedziami związanymi z techniczną obsługą aparatu przedstawiają też sposób, w jaki masz podejść do fotografii, jak o niej pomyśleć. Rozszerzają postrzeganie fotografowanego tematu, nie dając oczywistej recepty na ich sfotografowanie, raczej zmuszając do wyrobienia sobie własnego zdania na ten temat.

ML: Którymi tematami fotograficznymi poza fotografią ślubną się zajmujesz?
TW: Mam zlecenia na reportaże z chrztów i komunii. Lubię robić zdjęcia rodzinne w plenerze, gdzie jestem cichym obserwatorem ich czasu. Mam również zlecenia z różnych imprez, czy to firmowych, czy rodzinnych. 

 

ML: Porozmawiajmy teraz o twoim studio. Czy ma nazwę?
TW: Tak, nazywa się „PS Studio”. „PS” to inicjały od Pan Szczęśliwy, mojego komercyjnego przydomka. Tak też funkcjonuję w internecie. Prowadzę je od marca 2019 roku. Punktem zapalnym były coraz częściej pojawiające się zapytania o sesje od moich znajomych i od znajomych znajomych. Na początku organizowałem je we własnym domu, za każdym razem robiąc niezłą rewolucję z meblami. W pewnym momencie doszło do tego, że odbywało się kilka produkcji zdjęciowych dziennie! Własne studio otworzyło przede mną nowe możliwości. Teraz robię dużo zdjęć portretowych.

ML: W którą stronę chciałbyś rozwinąć swoje komercyjne usługi?
TW: Właśnie w portretową. Lubię obserwować ludzi, lubię sobie wyobrażać, widząc obcą osobę, jak bym ją sportretował, jaką dałbym jej rolę przed obiektywem.

ML: A czym jest według ciebie dobre zdjęcie?
TW: Paweł Duma na początku prowadzonego przez siebie kursu zapytał uczestników, czym jest dobre zdjęcie. Zaprezentował zdjęcie swojego autorstwa i zadał nam pytanie: czy ta fotografia jest dobra? Część osób przychylnie na nie spojrzała, druga część miała obiekcje. Podsumował to tym, że dobre zdjęcie to takie, które podoba się odbiorcy. Ja się tego trzymam. Pierwszą recenzentką mojej pracy jest moja żona. To z nią najwięcej rozmawiam na ich temat.

ML: Gdzie szukasz inspiracji?
TW: W albumach fotograficznych. Jeden z moich ulubionych to ten z portretami wykonanymi przez Steve’a McCurry’ego. Mimo że to bardziej reportażowe podejście do tematu, to są zachwycające i inspirujące. Lubię też analizować edytoriale prasowe.

ML: Czym fotografujesz?
TW: Dwoma Nikonami D750. Moim ulubionym szkłem jest 85-tka i 105-tka makro, ale 35-tka i 50-tka też są dobrymi szkłami na portret np. w plenerze. Cała rodzina szkieł portretowych jest mi dobrze znana. Do tego złoty standard: Nikkor 24–70 f/2.8. Mam jeszcze 18–300, którym ostatnio fotografowałem mecz piłki nożnej. Jest jeszcze starsza konstrukcja, ale bardzo udana: Nikkor 18–70.

ML: A jak się przygotowujesz do komercyjnych zdjęć?
TW: Do plecaka pakuję dwa korpusy, dwie lampy błyskowe, wszystkie obiektywy, zapasowe baterie i karty pamięci. Zawsze może pojawić się coś nieoczekiwanego co byś chciał sfotografować danym szkłem.

ML: Co, poza fotografią, jest twoim hobby?
TW: Muzyka! Wszechobecna w moim życiu i umila mi godziny przed komputerem podczas obróbki zdjęć. Drugim jest przyroda, bardzo sobie cenię momenty, gdy na łonie natury spędzam czas z rodziną. Przyroda uspokaja i daje psychiczny spokój. 

ML: Na jakich zajęciach w Akademii Nikona się teraz widzimy? 
TW: Chciałbym wziąć udział w warsztatach portretu formalnego z Łukaszem Sokołem oraz w kursie o prawnych zawiłościach w naszej branży prowadzonym przez Grzegorza Płaczka i Łukasza Węgrzyna. Interesujące jest też Street Photo. 

Partnerzy