Wanda Grodzka

Miłośniczka jazdy konnej i jednośladów. Przy okazji jedna z rekordzistek liczby odbytych szkoleń w Akademii.

 

Michał Leja: Skąd się wzięła fotografia w twoim życiu?

Wanda Grodzka: Na komunię dostałam aparat Ami, w formacie 6×9, a jako że od zawsze miałam ciągoty kronikarskie, prezent wydał mi się bardzo trafiony. Lubiłam opisywać rzeczywistość do tego stopnia, że swojego czasu, w harcerstwie, byłam kronikarką. Zawsze, jak w domu pojawiło się coś nowego, to było przeze mnie skrupulatnie obfotografowane. Poza tym robiłam zdjęcia swoim bliskim, ale z perspektywy czasu muszę przyznać, że się nie bronią (śmiech). Ale jakie by nie były, to jednak są wśród nich bezcenne pamiątki, na przykład fotografie moich rodziców. Zbudowałam czarno-białą ciemnię, którą mam do dzisiaj. Ten moment, gdy na papierze ukazywał się obraz, przed chwilą jeszcze utajony, jest niesamowitym zjawiskiem nawet teraz.

Ostatnio zaczęłam fotografować sama siebie. Tradycją jest, że co roku jestem fotografowana w moje urodziny, w kwitnącej akurat śliwowej alei.

ML: Kiedy po raz pierwszy trafiłaś na kurs do Akademii Nikona?
WG: Nie pamiętam dokładnie, ale to były początki działalności…

ML: Styczeń 2011!
WG: Tak, dokładnie! Pierwszy był kurs obsługi lustrzanki u Pawła Dumy. Dzisiaj korzystam z tego, że Akademia co jakiś czas pojawia się w Trójmieście. Dwukrotnie brałam udział w reportażu industrialnym z Tomaszem Tomaszewskim w stoczni w Gdańsku. Z zajęć zamiejscowych podobały mi się zajęcia Piotra Chary, podczas których fotografowaliśmy ptaki z przygotowanej przez niego czatowni. To była edycja zimowa, dosyć wymagająca od organizmu.

ML: Czy pamiętasz jakiś przełomowy moment w swoim fotograficznym życiu, po którym pomyślałaś, że fotografia to jest właśnie to, czym się chcesz zajmować?
WG: Jak już wspomniałam, fotografia wrosła we mnie już za młodu. Wiedziałam, że będę fotografować, ale nie wiedziałam, jakim tematem się zajmę, jakie zdjęcia mnie przyciągną na stałe. Wiele lat minęło, a ja dalej szukam swojej ścieżki. Każde zajęcia w Akademii zbliżają mnie do odpowiedzi, ale to jeszcze nie jest oczywiste.

ML: Które szkolenie wspominasz najlepiej?
WG: Miło wspominam warsztaty Michał Korty – Piękna i Bestia. Wrażenie zrobił na mnie wyrazisty model, który nam pozował. Niemniej jednak pamiętam, że nie byłam zadowolona ze swoich zdjęć pod względem technicznym.


ML: A czego chciałabyś w Akademii doświadczyć?
WG: Marzy mi się jakiś wyjazd zagraniczny, na fotoekspedycję. Czekam na kolejną edycję wyjazdu do Bhutanu.

ML: Za co cenisz Akademię?

WG: Przyjeżdżam na szkolenia, bo mam wrażenie, że po każdym szkoleniu jestem o krok dalej w swoim rozwoju. To mnie fotograficznie dowartościowuje.

ML: A w którą stronę chciałabyś się „zdjęciowo” rozwinąć? 

WG: Chciałabym zacząć na fotografii zarabiać. Moje kronikarskie umiejętności od dziecka się sukcesywnie rozwijały. Zaczęłam fotografować na imprezach konnych i „hubertusach”. Mam za sobą fotografowanie ślubów moich znajomych. Boję się jedynie zajęć powtarzalnych, co za tym idzie, schematycznych zdjęć, więc rynek usług fotograficznych odpada. Rozważałam też wstawianie zdjęć na stocki.

ML: Czym fotografujesz?

WG: Po wielu latach fotografowania na kliszy postanowiłam przesiąść się na aparat cyfrowy. Nie miałam pojęcia, który system wybrać, nie miałam też kontaktu z fotografami, czy to amatorami, czy zawodowcami, przez co nie miałam się kogo poradzić. Zaczęłam więc oglądać filmy, w których bohaterami byli fotografowie, między innymi Co się wydarzyło w Madison County. Okazało się, że wszyscy używali nikonów, więc oto jestem!

ML: Który model poszedł na pierwszy ogień?

WG: Nikon D40. Byłam z niego bardzo dumna i miałam go bardzo długo. Nawet jak w mojej torbie pojawił się bardziej zaawansowany Nikon D7000, cały czas używałam D40 ze względu na wygodę użytkowania. 

ML: A teraz?

WG: D750. Mam do niego co prawda tylko dwa pełnoklatkowe Nikkory (50 mm i 105 mm Micro), ale po zajęciach u Magdy Wasiczek pojawiło się też sporo konstrukcji z dawnej epoki.

ML: Jaką przygodę planujesz teraz z aparatem?

WG: Mam w planie wyjazd na pustynię Namaqualand w RPA. Jest to miejsce, które raz w roku się zazielenia i kwitnie, co wygląda po prostu wspaniale!

ML: A na którym szkoleniu w Akademii Nikona się teraz widzimy?

WG: Ja już byłam na wszystkich! (śmiech) Było ich… dwadzieścia jeden! Kawał historii! Czekam na nowości w ofercie Akademii!

Partnerzy