Anita i Andrzej Pilewscy

Anita lubi wszelkiej maści rękodzieło, Andrzej planuje logistykę ich wspólnych podróży. Razem są miłośnikami rowerów i biegania. Niedawno przebiegli swój pierwszy półmaraton.

Michał Leja: Od kiedy w waszym życiu obecna jest  fotografia? 


Anita Pilewska: W moim od dawna. Świadomie od kilku lat. Mój brat kończył technikum fototechniczne, więc jak byliśmy w wieku licealnym, w naszym domu pojawił się aparat. Świadomość fotograficzna wzrosła, kiedy poznałam mojego męża. Punktem przełomowym były pierwsze warsztaty w Akademii Nikona, gdzie zostały dobitnie wskazane zależności między czasem naświetlania, przysłoną i czułością ISO.



ML: Czy to był kurs obsługi lustrzanki cyfrowej? 


Anita Pilewska: A nie! To był masterclass fotografii lotniczej ze Sławkiem „hesją” Krajniewskim! Te warsztaty były dla mnie odskocznią po gorącym czasie zawodowym. Andrzej namawiał mnie na nie po tym, jak sam uczestniczył we wcześniejszej edycji. Wcześniej pojęcia związane z parametrami ekspozycji były mi znane ze studiów poligraficznych, które kończyłam, ale dopiero na lotnisku uświadomiłam sobie, jakie konkretne efekty może dać zmiana tych ustawień. 

ML: Andrzej, a jak było z tobą? 

Andrzej Pilewski: Zaczęło się jeszcze w podstawówce, od radzieckich konstrukcji, między innymi od legendarnego fotosnajpera. Do tego doszła ciemnia i mokry proces. Po krótkiej przerwie w młodości pasja powróciła i była uzupełnieniem naszych wspólnych podróży. 



ML: A jak podróże wpłynęły na tematykę waszych zdjęć?


Andrzej: Główną tematyką były oczywiście same destynacje naszych podróży, ale w związku z częstymi przelotami w naszych zbiorach zaczęły się pojawiać również fotografie samolotów. Później był spotting na lotnisku Okęcie, internetowe odkrycie zdjęć „hesji” i decyzja o wzięciu udziału w prowadzonych przez niego warsztatach.



ML: Pamiętasz, kiedy to było?
 
Andrzej: W marcu 2011 roku.

ML: Co wam utkwiło w pamięci z warsztatów w Akademii?

Anita: Poza pierwszym szkoleniem prowadzonym przez „hesję” to wizyta na lotnisku w Mińsku Mazowieckim zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Byliśmy wtedy blisko pasa startowego, co w połączeniu z MiGami i ich przeszywającym dźwiękiem zapadło mi w pamięć raz na zawsze. Był to też mocny bodziec do fotograficznego rozwoju. 
Andrzej: Zdecydowanie – spotkanie ze wspomnianym przez Anitę Sławkiem Krajniewskim.

ML: A jakie inne dziedziny fotografii są wam bliskie?


Andrzej: W związku z fotografowaniem samolotów staliśmy się posiadaczami długich teleobiektywów. Pomyśleliśmy, że warto by wykorzystać je jeszcze poza sezonem lotniczym. Sporo osób zachwalało warsztaty Piotra Chary; to był kolejny krok – zaczęliśmy fotografować przyrodę. 


Anita: Ja przygodę z fotografowaniem przyrody u Piotra rozpoczęłam stosunkowo niedawno. Raz byłam jako obserwatorka, a w 2018 roku już jako uczestniczka. Bliskość natury i możliwość obserwowania nowo wyklutych piskląt były niesamowitym doznaniem. Ten niemal bezpośredni kontakt ze zwierzętami jest ogromną wartością tych spotkań.
 Andrzej: Na dodatek jest to szkoła życiowej pokory.

ML: Potem była Makrofotografia?


Anita: Tak, ta dziedzina fotografii zawsze bardzo mi się podobała. Zaczęłam od warsztatów u Leszka Szurkowskiego, które charakteryzuje dbałość o perfekcję techniczną: światło, optyka i kontrolowane warunki. Dla porównania zajęcia Magdy Wasiczek są z zupełnie innej bajki, wręcz nierealne. To kwintesencja tego, czego w tej dziedzinie szukam. 

ML: Kolejny etap?

Anita: Fotokulinaria! Tam znalazłam się znowu za namową Andrzeja. Pomyślałam, że fajnie będzie połączyć fotografię z pobudzeniem nowych zmysłów. W kulinarną pamięć zapadła mi beza przygotowana przez gotującego nam kucharza. Poszłam tam miło spędzić czas, fotografując. Kulinaria to nie jest moja zdjęciowa domena, ale nowe warsztaty to nowe wyzwanie i doświadczenia. 



Galeria zdjęć

 fot. Anita Pilewska

ML: A na oświetleniu studyjnym kto się pojawił?

Andrzej: Ja! To były szalone warsztaty! Od fotografowania butelek w zimowej scenerii po chluśnięcie wodą z wiadra w modela. I przede wszystkim próba zmierzenia się ze światłem sztucznym. Dzisiaj, robiąc portrety, wolę pracę ze światłem naturalnym. Nową dla mnie dziedziną jest fotografia sensualna. To wymagająca szkoła komunikacji i delegowania zadań dla modelki.



ML: Czym się inspirujecie?

Andrzej: W dzisiejszej dobie wszechobecnego dostępu do internetu inspiracje same się pojawiają w naszej głowie. Subskrybujemy fotografów krajobrazowych, natury i podróżniczych. Na pewno bardzo inspirującym doznaniem są podróże. 

ML: Dokąd wybraliście się ostatnio? 

Andrzej: Spędziliśmy tydzień w Norwegii, wysoko na północy. Dla Anity był to niezbyt szczęśliwy wyjazd…



ML: Dlaczego?
 Anita: Straciłam tam swój aparat. 



ML: Jak do tego doszło?!

Anita: Poszliśmy z przyjaciółmi na trekking. Góry są bardziej wymagające od tych w Polsce. Po dotarciu na szczyt rozstawiliśmy namioty i rozpoczęliśmy przygotowania do fotografowania. Umiejscowiłam statyw w bezpiecznej odległości od krawędzi i przymocowałam do niego aparat razem z obiektywem. To był bardzo malowniczy zachód słońca, postanowiłam użyć filtru dla spotęgowania efektu. Sięgnęłam do torby i po chwili nie miałam już do czego go zamontować. Wiatr porwał mojego nikona!



Galeria zdjęć

 fot. Andrzej Pilewski

ML: Zazwyczaj pytam moich rozmówców o to, czym fotografują. Ciebie muszę z żalem zapytać: czym fotografowałaś?


Anita: To był Nikon D750 z obiektywem 16–35 mm f/4. Przez ten nieszczęśliwy wypadek znowu stoję na dole sprzętowej drabiny i będę się powoli wspinać (śmiech).
 Andrzej: To poważny dylemat: czy zainwestować w lustrzankę, czy w bezlusterkowca? 

 

ML: Jak pewnie zauważyliście, wasza sesja powstała Nikonem Z7. Może taki? 


Anita: Za Nikonem przemawia to, że mamy już sporą szklarnię do systemu F. Do tego szkła na gwint M42 z przejściówką do Nikona. 



ML: Andrzej, a ty czym fotografujesz?
Andrzej: Nikon D750 i obiektyw 14–24 mm f/2.8. To mój ulubiony zestaw, bardzo się z nim lubię. W fotografowaniu przyrody i samolotów niezastąpiona jest pięćsetka f/4. 

ML: A dokąd najbliższa podróż?

Andrzej: Wybieramy się na rowery do Wietnamu. Zastanawiamy się, jak to połączyć z fotografowaniem. Pejzaże na miejscu potrafią być przepiękne, ale będzie to nie lada wyzwanie. 

Partnerzy